Osiedle Za Żelazną Bramą w Warszawie. Na dachach miały być ogrody, przedszkola i kawiarnie, a powstały "szafy do mieszkania"
Osiedle Za Żelazną Bramą w Warszawie na papierze nawiązywało do utopijnej wizji czerpiącej z zachodnich wzorców i Corbusierowskiej Jednostki Marsylskiej. Ostatecznie nie powstały ani ogrody i przedszkola na dachach, ani centrum handlowo-usługowe. Władze zleciły architektom dwukrotne dogęszczenie, okroiły projekt nawet z balkonów.
Spis treści
Osiedle Za Żelazną Bramą. Konkurs jedno...
W 1961 roku SARP rozpisał konkurs na "zagospodarowanie Osi Saskiej w Warszawie". Był to ostatni tak potężny fragment Śródmieścia, który wciąż nie został zagospodarowany. Teren mierzył 63 hektary i wcale nie był pusty - ponad połowa zabudowy (o łącznej kubaturze 435 000 m³) została przeznaczona do wyburzenia. Jej opisy nie pozostawiają złudzeń: prowizoryczna, chaotyczna, gęsta, w złym stanie technicznym. Pozostałe budynki (o kubaturze 357 000 m³) zamieszkane przez 16 tysięcy osób miały zostać zaadaptowane na lokale mieszkalne.
Zobacz także: Osiedle Zatrasie w Warszawie. Historia osiedla z PRL-u, które zostało zabytkiem
Zespołom konkursowym (a zgłosiło ich aż 75) pomiędzy blokami polecono zaplanowanie cyrku, ośrodka ogrodniczego, dwóch terenów przemysłowych, przestrzeni na usługi handlowe i rzemieślnicze, przychodni, garaży wraz ze stacją obsługi samochodowej i stacją benzynową. Parkingi miały zająć 3 hektary, zieleń (wraz z ogródkiem jordanowskim) - 7 hektarów. Architekci dostali też za zadanie wyznaczenie miejsca dla pomnika, który ostatecznie nigdy nie został ukończony (mimo że częściowo powstał). Projektował go Marek Leykam.
Wśród zespołów, które zgłosiły swoje koncepcje znalazły się takie nazwiska, jak Piotr Sembrat i Jerzy Kuźmienko (tym razem osobno - a razem projektowali blok na Koziej 9 i Karowej 18 oraz Osiedle Służew nad Dolinką), czy Danuta Olędzka (Falowce z Osiedla Przymorze w Gdańsku) i Daniel Olędzki (Kieleckie Centrum Kultury). Konkurs SARP wygrała koncepcja Jerzego Czyża, Jana Furmana i Andrzeja Skopińskiego we współpracy z Markiem Bieniewskim i inż. Stanisławem Furmanem. Później dołączył jeszcze Jerzy Józefowicz.
...a realia drugie. Czyli "Le Corbusier" w Warszawie
Konkurs zakładał wykonanie projektu nowych mieszkań dla 10 tysięcy osób. Kolejne 4 tysiące miały zamieszkać w zaadaptowanych budynkach już istniejących. Jednak gdy władze wprowadziły swoje zmiany w zwycięskim projekcie architektów (adaptacja trwała aż cztery lata), a dogęszczone osiedle zostało ukończone, ostatecznie miało zamieszkać tu aż 27 tysięcy osób (23 tys. w samych blokach). Szeregu obiektów i rozwiązań umieszczonych w projekcie ostatecznie nie wzniesiono - ograniczono się do rozwiązań zaakceptowanych przez Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów. Budowa trwała 7 lat, od 1965 do 1972 roku.
Jak Osiedle wygląda teraz?
Andrzej Skopiński w 1966 roku na łamach "Architektury" gorzko wypowiadał się o swoich doświadczeniach z projektowaniem:
Ja, budując sporo w Warszawie, twierdzę, że nie mam absolutnie żadnego wpływu na jakość produkcji budowlanej i już w projekcie wstępnym jestem w machinie, która mnie zaczyna trzeć. Projekt wstępny musi być uzgadniany z szeregiem instytucji. Jeżeli w projekcie znajdą się sklepy, czy inne usługi, to każde ma osobne swoje założenia i przepisy. I zaczyna się chodzenie po wszystkich instytucjach, uzgadnianie i powiedziałbym jakaś moja walka z tymi wszystkimi czynnikami, które pragną rozerwać ten projekt na strzępy. Pragną go odśrodkowo zniszczyć i moim zadaniem jest ratować to, co umiejscowiłem w mojej koncepcji [...]. Osobiście stwierdzam, że tracę panowanie nad projektem dlatego, że moja praca jest tak rozdrobniona i na tak drobne elementy i w tak długiej fazie, że absolutnie nie jestem już w stanie panować nad całością, szarpany wszystkimi potrzebami materiałowymi, budowy, zamiany elementów itp. I naprawdę jużnie wiem, czy powinienem brać udział w procesie inwestycyjnym, który zdecydowanie wymyka mi się z rąk i za który nie mogę odpowiadać. Ale w oczach opinii publicznej — to ja właśnie muszę odpowiadać. I to jest chyba duże nieporozumienie, ale niestety ono istnieje.
19 piętnastopiętrowych bloków i 5 jedenastopiętrowców stanęło pośród plomb, szkół i innych pawilonów usługowo-handlowych.
Domy mieszkalne wykonuje się tzw. systemem "Stolica" tj. metodą monolityczną betonów wylewanych. Eksperymentalnie wypróbowano ją w osiedlu prototypów na Służewcu, natomiast w formie szerszej stosuje się ją po raz pierwszy właśnie w osiedlu "Żelaznej Bramy" - pisano w Stolicy.
Dziś osiedle często porównuje się do Corbusierowskiego planu Voisin w Paryżu - architekt proponował "wyczyszczenie" wielkiego terenu z zabudowy (poza najważniejszymi zabytkami) i wybudowanie w ich miejscu monumentalnych wieżowców. Osiedle Za Żelazną Bramą, przynajmniej na papierze, nawiązywało jednak przede wszystkim do Jednostki Marsylskiej - w blokach miało się znaleźć piętro handlowe, a na dachach ogrody, przedszkola i kawiarnie. Zaplanowano bezkolizyjną komunikację, loggie i balkony, mnóstwo zieleni. Życie towarzyskie wielkiego osiedla miało skupiać centrum usługowo-handlowe, które jednak nie powstało. Władze okroiły projekt nawet z balkonów.
Architekci planowali tu osiedle budujące społeczność i ulepszające codzienne życie mieszkańców. Z planów niewiele wyszło.
Osiedle Za Żelazną Bramą, które miało w zamyśle architektów łączyć cechy wielkomiejskiego konglomeratu mieszkaniowego z funkcjami budującymi więzi społeczne i ułatwiające życie, zostało w końcu zredukowane do zespołu ogromnych bloków - "szaf do mieszkania", ukrytych za jednolitymi fasadami o powtarzalnym w każdym bloku układzie. Utopijna wizja nowoczesnego sposobu mieszkania w wielkim mieście, widoczna w pierwotnym projekcie konkursowym, przegrała z polityczną i gospodarczą rzeczywistością - podsumowuje Anna Cymer w książce Architektura w Polsce 1945–1989.